
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym dlaczego jesteście właśnie tacy a nie inni? Co wpłynęło na waszą osobowość? Lub dzięki czemu przeżyliście coś tak, a nie inaczej? Nie chodzi mi tu o banały typu rodzina, szkoła czy podwórko, bo to na tyle „oczywista oczywistość” że trudno się nie zgodzić. Chodzi mi jednak o szczegóły takie jak rodzaj słuchanej muzyki, może wręcz pojedynczej płyty czy piosenki, przeczytana książka, czy może zielona bluzka w paski ubrana 10 lutego na wyjście do baru? O co chodzi? Zaraz wytłumaczę.
Na ile naszym życiem steruje przypadek, a na ile przypadki rządzą się swoimi prawami? No właśnie, może coś rządzi „przypadkami”? Np. podstawowa zasada natury, czyli, że „nic w przyrodzie nie ginie” ma swoje zastosowanie w tym wypadku? Wszystko to w pewnym sensie abstrakcja, ale że umysł ludzki chłonny i otwarty popuśćmy wodze fantazji. Mam kolegę co zwie się Łukasz, chodziliśmy razem do przedszkola, ale nie byliśmy ziomami z piaskownicy. Byliśmy po prostu razem w grupie po czym nasze drogi się rozeszły mimo, że w kolejnych latach chodziliśmy do tej samej szkoły. Jednak podczas pewnej przypadkowej wymiany zdań na szkolnym korytarzu porozumieliśmy się w kwestii komputerowej, a mianowicie obaj na komunie pozyskaliśmy komputery Commodore 64, co stworzyło dziecięcą przyjaźń, a podstawą jej były gry komputerowe. Co ważne znajomość trwa do dziś, a Łukasz jej jednym z moich najlepszych znajomych. Ale o co mi chodzi? A o to, że co by było gdybym nie dostał komputera na komunie? Pewnie nie miałbym argumentów na znajomość z Łukaszem i zostałbym dla niego jedynie lamusem bez komputera, a on dla mnie królem na tronie. Przyjaźni by nie było. I co? Ano to ,że może natura pustki nie lubi, istnieje w końcu zasada zachowanie energii, która w pewnym sensie mówi, że jako taka pustka i energia niewykorzystana w naturze nie istnieje, co można by zinterpretować w sposób taki, że ktoś musiałby zająć obok mnie miejsce Łukasza, co w pewien zasadniczy sposób wpłynęłoby na moje życie, tak jak wpłynął na nie On.
Względnie możemy sobie wyobrazić coś takiego: Wiesz jak go zobaczyłam pomyślałam sobie, że fajny chłopak, ale jakie miał fatalne buty nie uwierzysz! Normalnie masakra mówię Ci. Na jego szczęście miał spoko bluzę, więc myślę sobie, że co mi zależy. Life is life maleńka. No i jak to co? Był fajny tak jak myślałam, został nawet do rana i pocałował na koniec. No serio. Dżentelmen kurwa!
Szczegóły mają wielką siłę twórczą. Wymienię kilka swoich, według mnie o zasadnicze sile oddziaływania na mą osobę. Chronologicznie będzie to era fascynacji grami wideo i jedna perełka co zwała się Final Fantasy VII, po niej już nic nie było takie same. Wyclef Jean i jego pierwsza solowa płyta The Carnival. Cała genialna do dziś, ale kawałki Gun Powder oraz Yele to w pewnym sensie część ścieżki dźwiękowej mojego życia. Do dziś pamiętam dokładnie drogę powrotną ze sklepu z kasetą w dłoni. Ta kaseta uświadomiła mi jak muzyka jest dla mnie ważna, a gdybym jej nie kupił to może dziś byłbym słuchaczem Radia Eska i z przyjemnością jeździł busami? Limes Inferior J. Zajdla pokazała, że literatura nawet trudna potrafi dać olbrzymią przyjemność i że w ogóle literatura to wporzo jest. Jedynie szkoda, że późno mnie oświeciło. Pamiętam jeszcze, że pewne czerwone dżinsy w komplecie z szarą koszulka z „Fido-dido”(ten od 7UP, jakoś tak się zwał) i srebrnym łańcuszkiem uświadomiły mi czym jest obciach i jak się czuje koleś nie wporzo.
Wniosek taki, że szczegóły determinują wiele rzeczy, może wszystko? Może nie znamy siły oddziaływania ubrania, które codziennie zakladamy na siebie? Czy płyty, którą właśnie słuchamy? W tym wszystkim tkwi diabeł, więc może on nie taki straszny jak go malują. Każdy ma swojego, a jaki jest wasz? Good night and good life.
Na ile naszym życiem steruje przypadek, a na ile przypadki rządzą się swoimi prawami? No właśnie, może coś rządzi „przypadkami”? Np. podstawowa zasada natury, czyli, że „nic w przyrodzie nie ginie” ma swoje zastosowanie w tym wypadku? Wszystko to w pewnym sensie abstrakcja, ale że umysł ludzki chłonny i otwarty popuśćmy wodze fantazji. Mam kolegę co zwie się Łukasz, chodziliśmy razem do przedszkola, ale nie byliśmy ziomami z piaskownicy. Byliśmy po prostu razem w grupie po czym nasze drogi się rozeszły mimo, że w kolejnych latach chodziliśmy do tej samej szkoły. Jednak podczas pewnej przypadkowej wymiany zdań na szkolnym korytarzu porozumieliśmy się w kwestii komputerowej, a mianowicie obaj na komunie pozyskaliśmy komputery Commodore 64, co stworzyło dziecięcą przyjaźń, a podstawą jej były gry komputerowe. Co ważne znajomość trwa do dziś, a Łukasz jej jednym z moich najlepszych znajomych. Ale o co mi chodzi? A o to, że co by było gdybym nie dostał komputera na komunie? Pewnie nie miałbym argumentów na znajomość z Łukaszem i zostałbym dla niego jedynie lamusem bez komputera, a on dla mnie królem na tronie. Przyjaźni by nie było. I co? Ano to ,że może natura pustki nie lubi, istnieje w końcu zasada zachowanie energii, która w pewnym sensie mówi, że jako taka pustka i energia niewykorzystana w naturze nie istnieje, co można by zinterpretować w sposób taki, że ktoś musiałby zająć obok mnie miejsce Łukasza, co w pewien zasadniczy sposób wpłynęłoby na moje życie, tak jak wpłynął na nie On.
Względnie możemy sobie wyobrazić coś takiego: Wiesz jak go zobaczyłam pomyślałam sobie, że fajny chłopak, ale jakie miał fatalne buty nie uwierzysz! Normalnie masakra mówię Ci. Na jego szczęście miał spoko bluzę, więc myślę sobie, że co mi zależy. Life is life maleńka. No i jak to co? Był fajny tak jak myślałam, został nawet do rana i pocałował na koniec. No serio. Dżentelmen kurwa!
Szczegóły mają wielką siłę twórczą. Wymienię kilka swoich, według mnie o zasadnicze sile oddziaływania na mą osobę. Chronologicznie będzie to era fascynacji grami wideo i jedna perełka co zwała się Final Fantasy VII, po niej już nic nie było takie same. Wyclef Jean i jego pierwsza solowa płyta The Carnival. Cała genialna do dziś, ale kawałki Gun Powder oraz Yele to w pewnym sensie część ścieżki dźwiękowej mojego życia. Do dziś pamiętam dokładnie drogę powrotną ze sklepu z kasetą w dłoni. Ta kaseta uświadomiła mi jak muzyka jest dla mnie ważna, a gdybym jej nie kupił to może dziś byłbym słuchaczem Radia Eska i z przyjemnością jeździł busami? Limes Inferior J. Zajdla pokazała, że literatura nawet trudna potrafi dać olbrzymią przyjemność i że w ogóle literatura to wporzo jest. Jedynie szkoda, że późno mnie oświeciło. Pamiętam jeszcze, że pewne czerwone dżinsy w komplecie z szarą koszulka z „Fido-dido”(ten od 7UP, jakoś tak się zwał) i srebrnym łańcuszkiem uświadomiły mi czym jest obciach i jak się czuje koleś nie wporzo.
Wniosek taki, że szczegóły determinują wiele rzeczy, może wszystko? Może nie znamy siły oddziaływania ubrania, które codziennie zakladamy na siebie? Czy płyty, którą właśnie słuchamy? W tym wszystkim tkwi diabeł, więc może on nie taki straszny jak go malują. Każdy ma swojego, a jaki jest wasz? Good night and good life.