poniedziałek, 29 grudnia 2008

Z pamiętnika młodego(pięknego) robotnika.


Dziś pierwszy dzień żywotu na tak zwanym PDE.
Czyli mówiąc prościej, przymusowy urlop, płatny w 60% normalnej stawki(wielki kryzys motoryzacyjny dotarł nawet do Kraśnika, czyli ostatniego przyczółka europejskiej cywilizacjii. Bo na wschód to już tylko azjatyckie barbarzyństwo, poczynając od Lublina). Swoją drogą nie mam pojęcia jak dokładnie rozszyfrować ten skrót(jakieś pomysły?). No ale niema tego złego... Chodzą ogólnie słuchy że pierwszy kwartał ma być ogólnie postny i pracować będziemy jedynie 2 tygodnie w miesiącu.Oczywiście ucierpni na tym pęsja młodego i skromnego inżyniera. No ale niema tego złego... Do pracy idę dopiero 12 stycznia, wyszedłem z niej 20 grudnia, co łatwo licząc daje ponad 3 tygodnie wolnego, co jest moim najdłuższym lenistwem od czasów "przedpracowych". Ale jakoś mnie to wcale nie boli. Każdy wie, ile to rzeczy zawsze przekładamy, tłumaczymy się przed samym sobą, że jak pracuję to niemam na to czasu, albo poczekam z tym na wiecej wolnego. Teraz niema przebacz.Nie wiem jak moje samopoczucie bedzie wyglądać za tygodnie i czy PDE mnie nie zmęczy, ale poki co jest świetne. Tak sobie myślę że ogólnie pięciodniowy tydzień pracy to nie jest optymalne roziwązanie. Wiecie czemu kiedyś z 6 dni pracy zrezygnowano i ustalono że plebs bedzie wypracowywał te same normy o dzień krócej? Przeprowadzono badania, które stwierdziły że pracownik w ciągu 40 godzin tygodniowo, wykona większą normę niż przez 48 godzin, ponieważ po dwudniowym weekendzie, bedzie bardziej wypoczęty i lepiej nastawiony do pracy. Idąc tym tropem moglibyśmy założyć, że podkrecając tempo i np. pracując przez 4 dni po 10 godzin, osiągniemy tyle samo , albo nawet więcej bo będzie nas motywował jeszcze dłuższy weeknd. Tak, tylko niestety również stwierdzono, że zbyt długi weekend rozleniwia. Oczywiście niema co generalizować, pozatym tej zasady, nie możemy odnosić do branż użytku codziennego.No ale nic, ja postanowiłem że moja firma w przyszłości będzie pracować tylko 4 dni w tygodniu i jej mottem przewodnim będzie: "mniej a więcej", choć akurat nie wiem czy to najlepsze hasło reklamowe;]
Lecę korzystać ze swojego PDE(wiem że mi zazdrościcie).

Ps. Znowu coś temu tatuażowi nie udało sie przebić, ale możemy cała winę zgonic na przyszłego użytkownika owego tatuażu, no niezdecydowany człowiek on jest. Ot co.

wtorek, 2 grudnia 2008

Ten tytuł miał brzmieć "tattoo", lecz szybko zmieniła sie treść posta a tytuł sie oparł, także na potrzebe chwili każdy może sobie wymyśleć tu co chce


Guess who's back????
Stało się to dziś i tak mnie naszło, że bardzo dawno temu kiedy Web 2.0 zmieniało świat,
kredyt dostawało się na dowód, a w Polsce lobby rosyjskie jeszze było w powijakach, tak więc
w czasach sytych, posiadałem bloga. Tak moi drodzy i ja dałem się ponieść kłamiliwym hasłom 
serwowanym przez neoliberalne media, które głosiły: " teraz pisać może każdy " lub jeszcze bardziej
łechcącym stylu; "dziś każdy może byc gwiazdą". Niestety po szybkim sukcesie(dziś możemy się zastanawiać
czy słusznym) nadeszły chwile zwątpienia odnosnie celowości tej części kariery Pana Michała W.
Hamletowski dylemat opanował mą duszę, walka była trudna, momentami nierówna, gdy wydawało sie że to już koniec, gdy 
zwątpił nawet fan klub, ja niespodziewanie odradzam się jak niewyleczony odcisk. Tak więc jestem. Stało się.

By zbytnio nie zamądrzać dzis będzie krótko. Miało być jak wskazuje temat o tatuażach, a konkretnie jednym, który planuję
sobie sprezentować na świeta. Ale o tym nastepnym razem.

Tak sie zastanawiam, czy po tej przerwie ktokolwiek pomyśli by zajrzeć na bloga, cóż zbyt długo trwał ten underground, ponad 
6 miesięcy w odwrocie , nic już nie będzie takie jak kiedyś , 6 miesięcy to nie przelewki i nieda sie tak przejśc nad tym do
porządku dziennego, o nie. Mam nadzieję że zmądrzeliście?Tak? Tak sądzicie?Ha, frajerzy! Ja tam  się nigdy nie poddam, a 
przynajmniej nie bez walki.
Poki wątek całkiem się nie rozjedzie, to ja się grzecznie pożegnam. Obiecuję byc częściejszy. Wy też bądzcie.

PS. Formatowanie się pieprzy, wybaczcie mu.