niedziela, 3 maja 2009

Wstep.


Heloł, wieksza ilość czasu wolnego, dzięki "długiemu" weekndowi, sprawiła że przekopałem komputer i znalazłem opowiadanie(to chyba w tym przypadku trochę za duże słowo), które zacząłem pisać w okresie noworocznym, ale nie skończyłem. Powstała pierwsza część, którą można nazwać wstępem. Troche poprawiłem i zamieszczam, natomiast kolejną część zamieszczę niebawem(bardzo względne słowo;])


Sylwester.

Witajcie, dziś opowiem Wam pewną historię. Historię pewnej nocy, w pewnym miejscu z pewnymi bohaterami. Noc zaiste wyjątkowa, gdyż zdarzająca się jedynie raz do roku. Co prawda w noc tę zwierzęta nie mówią ludzkim głosem, ale ludzie, jakby zaczynali porozumiewać się zwierzęcym. Także  otwórzcie paczkę orzeszków i zapraszam.

Akcje należałoby gdzieś osadzić na mapie, powiedzmy Warszawa, ulica niech będzie hmmm, Kasztanowa, bo czemu by nie. Zresztą Kasztanowa jest w każdym większym mieście. Ślepy traf, Kasztanowa to już prawie gdzieś w Konstancinie, ale najgorsze jest to, że nie widzę tam żadnych bloków mieszkalnych, rzecz wymaganą aby historia ruszyła. No dobra , przecież to tylko fikcja, niech będą więc aleje Jerozolimskie. W tym momencie bohaterowie otrzymują dwukrotnie lepiej płatną prace niż pierwotnie zakładałem, ale w sumie co będę im żałował? Fakty są takie, mamy kamienicę na al. Jerozolimskich, niedaleko parku Szczęśliwieckiego, co by ładne widoki z okna były. Niestety budynek nie jest z zewnątrz w najlepszym stanie, na co lokatorzy wielokrotnie zwracali uwagę zarządcy budynku, póki co bez skutku. W kamienicy jest mieszkanie naszych bohaterów, rzecz jasna nie tylko. Ograniczę się do przedstawienia sąsiadów z piętra. Nasze lokum wypada na wprost schodów, tak więc stojąc twarzą do drzwi owego lokum, kierując swe oczy na lewo, ważne aby nie skręcać również tułowia! Gdy skręcimy tułów w lewo i głowę również w tym kierunku, mamy wtedy….znowu schody głuptasy. Dlatego mówię, tylko głowę! Skręcamy więc głowę w lewo i widzimy kancelarię adwokacką, no ale co tu o niej opowiadać, wypisz wymaluj Magda M. Tak więc Joanna Brodzik i Paweł Małaszyński bywają na naszej klatce schodowej. Ale fajnie! Co prawda nie oni, tylko bohaterów których grają, ale to nie szkodzi i tak jest fajnie. Bo musze wam powiedzieć, że po zakończeniu drugiej edycji serialu, Magda M. i jej wspólnicy przenieśli się do naszej kamienicy, że niby taniej, bo przegrali jakieś ważne sprawy, że jakieś długi, sex afera, narkotyki… stop. Przecież to nie nasze sprawy. Skupmy się  na sobie, znaczy naszych bohaterach. Lecz zanim do nich przejdę musze przedstawić drugiego sąsiada z piętra numer 2. Zapomniałem wcześniej podać na którym piętrze „mieszkamy”, w kamienicy na alejach Jerozolimskich, niedaleko parku Szczęśliwieckiego. Drugi sąsiad na imię ma Józef, wiek około chrystusowy, chyba czasami gra na trąbce, albo puszcza bardzo słabe płyty jakiś trębaczy. Nic więcej nie powiem, gdyż nic więcej na jego temat nie wiem. Cholera zapomniałem o windzie, będzie potrzebna, o które trudno w kamienicach, ale w sumie bywają takie stare kamienice ze starymi windami, które są równie piękne jak i wadliwe. Teraz pewnie Ci najbystrzejszy pomyśleli, że „O! Na pewno będzie coś z windą”, cholera  macie mnie. Nie da się ukryć, będzie coś z windą. Dobra, mamy już zbudowane jako takie tło, czas w nie wpisać bohaterów.

Bohaterów mamy trzech, a raczej troje, jako, że jednym z nich jest kobieta. Na imię ma Alicja, lat 26, ukończyła poznańską Akademię Ekonomiczną, po czym przyjechała do Warszawy, gdzie rozpoczęła pracę powiązaną w jakiś sposób z kierunkiem, który skończyła. Co już samo w sobie jest dużym osiągnięciem. Zapomniałem, że praca powinna być dobrze płatna. Niech więc będzie, Alicja po roku ciężkiej pracy na niższych stanowiskach została doceniona przez szefów i awansowała na kierownika pionu(jakiegoś pionu). Co prawda, po firmie chodzą plotki, że w błyskawicznym awansie wspomagała się dopingiem w postaci własnego ciała, ale podobno cel uświęca środki. Należy dodać że Alicja jest niczego sobie brunetką, wzrostu 168, lubiącą chodzić w szpilkach. Chodzi w nich nawet po domu, ale tylko wtedy gdy jest sama. Zakłada do nich sexowną bieliznę i wije po przedpokoju gdzie znajduję się duże lustro. Ruszając w dziwny sposób biodrami na boki, co ma sprawiać że czuje się jak modelka Victorii Secret. Alicja gardzi każdym, kto zarabia poniżej 6 tyś zł netto, sama bierze tyle, tylko że brutto, ale wie że aby facet był jej wart musi być lepszy o tarę, inaczej miłość nie ma wystarczających fundamentów.  Tyle póki co starczy.

Drugi będzie Bartek, lat 27, kolega Alicji z liceum. Przyjechał do Warszawy na studia,  coś na politechnice, ale nawet rodzice nie bardzo wiedzieli co. Natomiast dopiero po dwóch latach dowiedzieli się że ich syn na pierwszym roku zakończył edukacje na uczelni, a raczej uczelnia zakończyła go edukować. Tata był strasznie dumny gdy syn przywoził na każde święta indeks, gdzie piątek było niemal tyle samo co czwórek, a trójki zdarzały raz na semestr. Co prawda w jego indeksie za wykładowców robili koledzy poznani na pierwszym roku, ale skąd jego ojciec mógł o tym wiedzieć, ufał. Znajomym do pracy nawet ten indeks raz zaniósł, taki był z syna dumny. Bajka się skończyła, gdy rodzicie chcieli zrobić synowi niespodziankę i wpadli do stolicy z niezapowiedzianą wizytą, udali się wprost na uczelnie, bo przecież gdzie może w południe przebywać pilny student? Z dumą wchodzili do dziekanatu, by spytać o plan zajęć syna. Wychodzili ze wstydem. Miła pani poinformowała ich, że nikt o takim nazwisku nie figuruje w wykazie studentów, a gdy zapewniali że syn ich, rodzony, jest wręcz perłą tej uczelni, ta zajrzała głębiej do szafy i prawda wyszła na jaw. Bartek mało faktem przejęty, stwierdził aby ojciec się tak nie przejmował bo nie takie rzeczy ludzie ludziom robili i jak ojciec chce to on dalej będzie mu przynosił wypełniony indeks aby tamten mógł kolegom się chwalić. Ojciec propozycji nie przyjął i przestał finansować „edukację” syna. Nie zrobiło to na nim wrażenia, gdyż w czasie gdy koledzy siedzieli na nudnych wykładach, nasz bohater nie próżnował. Zaczął karierę zawodową w sklepach z odzieżą. Co pozwoliło złapać mu trochę kontaktów zawodowych, między innymi w USA, skąd zaczął sprowadzać buty. Trzeba przyznać znał się na tym, Następnie otworzył własny mały sklepik, gdzie wtajemniczeni kupowali produkty z limitowanych edycji i płacili za nie grube pieniądze. Kochał buty i wcale się tego nie wstydził. Pod tym względem przypominał kobietę, a jego pokój zaplecze sklepu obuwniczego. Sklep pozwolił mu być postacią rozpoznawalną w imprezowym światku Warszawy, a dobre znajomości z nim owocowały unikalną parą nowych trampek, których zostało wypuszczonych jedynie 1000 sztuk na całym świecie, bo malował je ręcznie znany japoński grafik. Że też nikt nigdy nie wspomina o wkładzie chińskich dłoni w to „dzieło”. Należy dodać, że Bartek mężczyzną był niczego sobie, czego zresztą był świadomy i nie wahał się tego użyć.

Należy tu zaznaczyć, że Bartek spełniał podstawowy warunek partnerstwa Alicji, jednak między znajomymi nigdy nie iskrzyło, może dlatego że ona zawsze miała za niedojrzałego gościa ze zboczeniem, które było jego pasją. On z kolei miał ja za sztywną idiotkę z olbrzymią pewnością siebie, nie popartą żadnymi atrybutami. Cóż, pisani sobie nie byli.

Na koniec został nam rodzynek, Cezary. Chyba straszy trochę od pozostałej dwójki ale są to tylko przypuszczenia, gdyż nikt nigdy z domowników o wiek go nie pytał, a sam nie miał w zwyczaju się wychylać. Zresztą cały jego kontakt z domownikami polegał jedynie na krótkich spotkaniach w kuchni, w ciągu których domownicy dowiedzieli się że Cezary kocha komputery, jest informatykiem, pracuje w domu, przyjaciół w większości ma w sieci  a dziewczyn ma setki. Wszystkie w formacie „.jpg”. Nie wiedzieli o nim zbyt dużo, pytany odpowiadał szczątkowo, co zniechęciło ich do rozwijania kontaktów. Jednak Cezary mimo że był informatykiem, to nie podtrzymywał wszystkich stereotypów związanych z tą profesją. Zawsze był czysty i pachnący dobrymi perfumami. Wychodził z pokoju tylko aby zaspokoić potrzeby fizjologiczne, co powodowało że jego nadmierne dbanie o higienie stało się podejrzane. Owe sprzeczności bardzo intrygowały współlokatorów, Bartek widział w nim skrywającego się maniaka sexualnego, a przynajmniej ostrego fetyszystę, natomiast Alicja miała go za zwykłego nieśmiałego gościa, albo za super inteligentnego, który nie potrafi się dogadać z posiadaczami IQ<150.>

Ważne w tym domu było to, że Cezary regularnie płacił swoją część czynszu, a że go mało widywali uznali nawet za plus, czuli się jakby mieszkali sami. Informatyk nasz zresztą wprowadził się do obecnego mieszkania jako ostatni, czynsz nie należał do najtańszych, A&B nie lubili próżni za którą trzeba płacić, także Cezary został zaakceptowany natychmiast jak się pojawił w mieszkaniu z deklaracją, że płaci czynsz z góry za pół roku. Należy tu jeszcze nadmienić, że C był drugą osobą oglądająca mieszkanie, jako pierwsza pojawiła się młoda blondynka o bardzo charakterystycznej urodzie. Ten fakt bardzo nie spodobał się Alicji, która nie zgodziła się na współlokatorkę, która z kolei bardzo faworyzował Bartek. Po długiej dyspucie doszli do wniosku, że kandydat na „trzeciego” musi być maksymalnie „nijaki”, aby nie zakłócić równowagi, jaką wypracowali A&B. Co było niezmiernie trudne zważywszy, że oboje nie zwykli ustępować. Tym oto sposobem, Cezary wygrał casting, z czego zresztą był równie zaskoczony co szczęśliwy.

Tyle tytułem wstępu. Czas przejść do rozwinięcia. Akcja dzieje się 31 grudnia, mamy godzinę 14. U Alicji są dwie znajome, a z jej pokoju co chwilę dobiegają żeńskie chichoty. Dziewczyny przymierzają propozycje kreacji na dzisiejszą noc. Nie krępują się sobą. Nakładają jedną sukienkę, słuchają opinii, rozbierają się i wskakują w kolejną. Głosy dolatują do pokoju Cezarego, gdzie jedynym dźwięk wytwarza wiatrak komputera. Informatyk marzy aby być w pokoju z dziewczynami. Nie wie co dokładnie co „ONE” tam robią, ale wyobraźnie ma bujną. Widzi je w samej bieliźnie, kotłujące się w łóżku, siłują się. On jako wieloletni fan amerykańskich zapasów jest sędzią, nie każe zawodniczek za niszczenie kostiumu przeciwniczki, wręcz nagradza to dodatkowymi punktami. Rozmarza się, jednak szybko wraca do rzeczywistości, cuci go sygnał komunikatora internetowego. Wiadomość brzmi: „kupiłam nową zbroję i miecz, wbijaj na serwer to zobaczysz”. Wbija. Prawdziwą miłość da się też wyrazić w kodzie zero-jedynkowym, błyskotliwie zauważa w myślach i wraca do życia przerwanego przez „real life”.