czwartek, 24 stycznia 2008

To Be, or not to Be.


Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym dlaczego jesteście właśnie tacy a nie inni? Co wpłynęło na waszą osobowość? Lub dzięki czemu przeżyliście coś tak, a nie inaczej? Nie chodzi mi tu o banały typu rodzina, szkoła czy podwórko, bo to na tyle „oczywista oczywistość” że trudno się nie zgodzić. Chodzi mi jednak o szczegóły takie jak rodzaj słuchanej muzyki, może wręcz pojedynczej płyty czy piosenki, przeczytana książka, czy może zielona bluzka w paski ubrana 10 lutego na wyjście do baru? O co chodzi? Zaraz wytłumaczę.
Na ile naszym życiem steruje przypadek, a na ile przypadki rządzą się swoimi prawami? No właśnie, może coś rządzi „przypadkami”? Np. podstawowa zasada natury, czyli, że „nic w przyrodzie nie ginie” ma swoje zastosowanie w tym wypadku? Wszystko to w pewnym sensie abstrakcja, ale że umysł ludzki chłonny i otwarty popuśćmy wodze fantazji. Mam kolegę co zwie się Łukasz, chodziliśmy razem do przedszkola, ale nie byliśmy ziomami z piaskownicy. Byliśmy po prostu razem w grupie po czym nasze drogi się rozeszły mimo, że w kolejnych latach chodziliśmy do tej samej szkoły. Jednak podczas pewnej przypadkowej wymiany zdań na szkolnym korytarzu porozumieliśmy się w kwestii komputerowej, a mianowicie obaj na komunie pozyskaliśmy komputery Commodore 64, co stworzyło dziecięcą przyjaźń, a podstawą jej były gry komputerowe. Co ważne znajomość trwa do dziś, a Łukasz jej jednym z moich najlepszych znajomych. Ale o co mi chodzi? A o to, że co by było gdybym nie dostał komputera na komunie? Pewnie nie miałbym argumentów na znajomość z Łukaszem i zostałbym dla niego jedynie lamusem bez komputera, a on dla mnie królem na tronie. Przyjaźni by nie było. I co? Ano to ,że może natura pustki nie lubi, istnieje w końcu zasada zachowanie energii, która w pewnym sensie mówi, że jako taka pustka i energia niewykorzystana w naturze nie istnieje, co można by zinterpretować w sposób taki, że ktoś musiałby zająć obok mnie miejsce Łukasza, co w pewien zasadniczy sposób wpłynęłoby na moje życie, tak jak wpłynął na nie On.
Względnie możemy sobie wyobrazić coś takiego: Wiesz jak go zobaczyłam pomyślałam sobie, że fajny chłopak, ale jakie miał fatalne buty nie uwierzysz! Normalnie masakra mówię Ci. Na jego szczęście miał spoko bluzę, więc myślę sobie, że co mi zależy. Life is life maleńka. No i jak to co? Był fajny tak jak myślałam, został nawet do rana i pocałował na koniec. No serio. Dżentelmen kurwa!
Szczegóły mają wielką siłę twórczą. Wymienię kilka swoich, według mnie o zasadnicze sile oddziaływania na mą osobę. Chronologicznie będzie to era fascynacji grami wideo i jedna perełka co zwała się Final Fantasy VII, po niej już nic nie było takie same. Wyclef Jean i jego pierwsza solowa płyta The Carnival. Cała genialna do dziś, ale kawałki Gun Powder oraz Yele to w pewnym sensie część ścieżki dźwiękowej mojego życia. Do dziś pamiętam dokładnie drogę powrotną ze sklepu z kasetą w dłoni. Ta kaseta uświadomiła mi jak muzyka jest dla mnie ważna, a gdybym jej nie kupił to może dziś byłbym słuchaczem Radia Eska i z przyjemnością jeździł busami? Limes Inferior J. Zajdla pokazała, że literatura nawet trudna potrafi dać olbrzymią przyjemność i że w ogóle literatura to wporzo jest. Jedynie szkoda, że późno mnie oświeciło. Pamiętam jeszcze, że pewne czerwone dżinsy w komplecie z szarą koszulka z „Fido-dido”(ten od 7UP, jakoś tak się zwał) i srebrnym łańcuszkiem uświadomiły mi czym jest obciach i jak się czuje koleś nie wporzo.
Wniosek taki, że szczegóły determinują wiele rzeczy, może wszystko? Może nie znamy siły oddziaływania ubrania, które codziennie zakladamy na siebie? Czy płyty, którą właśnie słuchamy? W tym wszystkim tkwi diabeł, więc może on nie taki straszny jak go malują. Każdy ma swojego, a jaki jest wasz? Good night and good life.

sobota, 19 stycznia 2008

Kwadratnia.



Postanowiłem spożytkować zdarzające się w nowej pracy wolne chwile i naskrobałem krótkie opowiadanie. Tutaj zamieszczam tylko część aby nie zawalac bloga zbyt dużą ilością tekstu, całość dostepna po ściągniecu pdf'a, do którego link umieściłem na dole. Opowiadanie to raptem 6 stron, więc jesli ktoś poświęci swoje 10 minut by przeczytać całość to  mam nadzieje że zbytnio się nie znudzi. That's all folks! Good night and good life.

edit:widzę że tutaj niema obsługi indeksow górnych czcionki, więc sa dwa miejsca gdzie zamiast 82 powinno być 8 do kwadratu i drugie to 642, czyli 64 do kwadratu.W pdf'e już wszytsko gra.

Kwadratnia..

Nazywam się…mniejsza z tym, tutaj w Polsce jestem Michał, a raczej ponad rok temu zostałem podstawiony za mężczyznę o takim imieniu. Mężczyzna ten mieszka na południowym-wschodzie kraju zwanego Polską, w mieście Kraśnik. Osobnik ten ma 24 lata, cieszy się dobrym zdrowiem jak i również dobrym poważaniem w swoim towarzystwie. Podstawienie nastąpiło w momencie gdy „nasz” Michał był osobą bez obciążeń towarzyskich, znaczy bez pary. Powód był prosty, wiele rzeczy można zmienić w człowieku, a jednej rzeczy zdecydowanie nie, mianowicie penisa. Kobieta zawsze pozna swego. Dlaczego padło na niego? Tutaj należy wrócić do początku .

Pochodzę z kraju, którego niema na mapach obowiązujących w ówczesnym świecie, kraju zwanym Kwadratnią. Gdzie, rządzi jedynie i słuszny władca Wielki Kwadrator. WK ma 64 lata od zawsze i na zawsze, 64 czyli 82, nasze społeczeństwo liczy 4096 mieszkańców, czyli 642 i liczy tyle od zawsze i na zawsze. Tu właśnie leży geniusz WK, tylko on wie jak sprawić by mimo nowo narodzonych dzieci, liczba mieszkańców była stała , poza tym tylko on wie jak sprawić by w naszym społeczeństwie nie było ludzi starych. Geniusz. Hmmm, aby dobrze wszystko zrozumieć, należy chyba wrócić do pierwotnego początku.

Dawno dawno temu WK, przybył na pewną wyspę na Pacyfiku, kwadratową tratwą z 10 kobietami. Wszystkie łączyły 2 rzeczy. Po pierwsze miłość do WK, za jego mądrość. Druga rzecz to fizjonomia, a mianowicie kwadratowe szczęki, co jest w naszym kraju wyznacznikiem największego piękna kobiet. Co prawda obecnie kobiety Kwadratnii zakładają specjalne kołnierze, które kwadratyzują im szczęki, lecz sztuczne nigdy nie dorówna cudownej połamanej kątami szczęce przez naturę. Wracając do początków Kwadratni, chciałem jeszcze tylko dodać , że rozsiewane są plotki jakoby WK, był zbiegiem z USA, gdzie pracował w fabryce opon samochodowych z której został zwolniony, po czym trafił do zakładu psychiatrycznego. Gdzie niby leczono go z urojeń na temat formy jaką jest koło. Urojeń, których to nabawił się po wyrzuceniu go z fabryki opon samochodowych, pewnej francuskiej firmy, której symbolem jest okrągły ludzik. Plotka mówi dalej, że kuracja nie przyniosła skutku i WK zbiegł ze szpitala uprowadzając przy okazji pacjentów pobliskiej kliniki chirurgii szczękowej. Plotka kłamię, że WK sterroryzował pierwsza wyspę do której dodryfował, i ogłosił się nowym królem i władcą maoryskich tubylców, a rząd USA przymyka na wszystko oko w zamian za starców, których WK oddaje do badan genetycznych.
Oczywiście te wszystkie plotki rozsiewają jedynie nieudacznicy zazdroszczący mądrości naszemu WK. To wszystko kłamstwa, chociażby dlatego, że plotka wspomina jakoby WK przybył na wyspę w wieku 25 lat, natomiast każde dziecko Kwadratnic wie, że WK miał i będzie miał 64 lata. Dlatego nigdy nie wierzyłem plotkom.

Po co więc zostałem podstawiony, dlaczego zostałem Michałem z Kraśnika Fabrycznego? Odpowiedź brzmi FŁT. Fabryka Łożysk Tocznych. Sabotaż w Fabryce Łożysk Tocznych. Bardzo prosty, ale jednocześnie genialny w swojej prostocie pomysł miał na celu zniszczenie wszystkich wytwórni na świecie, które zajmują się przedmiotami, które cechuje okrągłość. „Okrągłość”, na samą myśl o tym słowie mdli mnie i zbiera się na wymioty. Kiedy już pozbędziemy się całej „okrągłości” tego świata, wszystko będzie miało kąty, wszystko będzie piękne. Wspaniałe marzenie mego mentora, wielka idea, której całkowicie oddał się mój naród. Idea, która kiedyś się spełni, a ja będę częścią spełnienia. Pięć lat temu rozpocząłem naukę języka polskiego, gdyż ma fizjonomia pasowała do regionu środkowo europejskiego. Wybór padł na Michała W., ponieważ wszystko wskazywało, że rozpocznie niedługo pracę inżyniera w naszym celu. Kwestią pozostał, jedynie termin podmiany. Idealny moment nadarzył się półtora roku temu i od tamtej pory odgrywałem rolę Michała, czekając na dzisiejszy dzień. Pierwszy dzień pracy. A co teraz się z nim dzieje? Nasze wojsko wyczyściło mu pamięć i wprowadziło w normalny tryb życia na naszej pięknej wyspie. Podobno nawet cieszy się niemałym powodzeniem ze względu na swą kwadratową głowę. Szczęściarz.

Sam nie wiem po co zapisuję wspomnienia z mego pobytu w tym jakże dziwnym kraju, tym bardziej wspomnienia z mego pierwszego dnia pracy. Pierwszego i ostatniego. Za około godzinę wypełni się ma misja.

Rodzina, miłość, bo w życiu kurwa jakieś wartości muszą być!
Nigdy nie mogłem zrozumieć tego zdania zasłyszanego w pewnym kabarecie. Człowiek został stworzony do czegoś więcej niż kolejnej reprodukcji, bo do tego tak naprawdę sprowadza się miłość. Natomiast rodzina jest tylko pochodną reprodukcji. Wielka idea, to jest prawdziwy cel. Michał jednak tak nie sądził i na moje nieszczęście kilka dni przed planowaną podmianą zakochał się w pewnej Monice, którą to niby wielbił długo wcześniej a ona była tego nieświadoma. Żałosność tego faktu spowodowała, że od początku go nie polubiłem. Mimo, to postanowiliśmy misji nie przerywać licząc, że nowa wybranka nie poznała Michała zbyt dokładnie. Mieliśmy racje, Michał okazał się większym nieudacznikiem niż myślałem i jak mawiają bohaterowie amerykańskich filmów, nie doszedł nawet do drugiej bazy. Korekta, pierwsza baza była mu też całkowicie nieznana. Z drugiej trony, wiele mi to ułatwiło...

Całość tutaj.


wtorek, 1 stycznia 2008

Coś się kończy...coś zaczyna.



Kochani, stało się. Mamy rok 2008. I co z tego? W sumie nic, ale to dobry moment na podsumowanie ubiegłego roku. Wiem, wiem podsumowania są teraz wszędzie, ale fakt faktem czasami warto zastanowić się nad sobą, żeby nie było zastanowiłem się nad wszystkim( cokolwiek by to nie znaczyło, a napisane by mi tu egocentryzmu nie zarzucać, wypraszam sobie).
Dobra to może zacznę od...siebie, no jakoś tak wyszło, co zrobić?
Najpierw upadki...
-po raz kolejny masa niezrealizowanych pomysłów, biznesów życia, no ale jak podaje brytyjska statystyka, wypala dopiero 7 kolejny pomysł na biznes, to na cholerę wcześniej 6 razy sobie ból głowy przyprawiać. Więc czekam na ten 7, to będzie jeszcze ze dwa, kto wie, może juz w tym roku mnie najdzie.
-przyznaje się nic a nic nie schudłem, a wszyscy wiemy, że no nie ma co ukrywać przydałoby się. Czas się pokajać i wyznać, nazywam się Michał i jestem za gruby. chlip chlip.
-kolejny rok mija a ja nie zostałem słynnym kibordzistą, cholera nikt nie wierzy we mnie, a przecież "Gliniarza z Beverly Hills" grać potrafię. Kiedyś mój talent musi wybuchnąć.
-trochę alkoholu się przelało, trochę za dużo, trochę zdrowia uciekło, ale znam takich co wypili więcej, ale nie będę wymieniał z nazwiska!!!
-więcej rzeczy nie pamiętam a za wszystkie serdecznie żałuję.

Czas na przyjemniejszą część:
-obroniona praca dyplomowa, w sumie to ocena za studia mogłaby być o oczko wyższa, no to w sumie jakiś tam kolejny minus.
-praca, praca i jeszcze raz praca. Nastał ten dzień, że poważne życie się zaczęło, cholera, nie nadaje się jednak do normowanego dnia pracy, co nie zmienia faktu, że robie to co lubię. Ale musze pomyśleć o byciu sławnym.
-teraz najważniejszy sukces roku, moja Black Pearl nadal mnie kocha a ja ją jeszcze mocniej i oby nic w tej kwestii nie uległo zmianie. 4 ever ever.

I pamiętajcie aby plusy, które to może i są, nie przesłoniły wam minusów! Oczywiście żartuje, rok uważam był naprawdę udany i minął strasznie szybko, nawet powiedziałbym ,że za szybko. Cholera starzeję się, ta oczywista oczywistość, dopiero niedawno zaczęła do mnie docierać. Ehhhh, czas kończyć.
Good night and good luck.