środa, 18 lutego 2009

Majk zdobywa Świat!Damn!


Jak mówi reklama: "Malaysia, the truly Asia", lecę to sprawdzić. Także relacja juz na początku marca.Bez odbioru.
Ps. Jest konkurs, szukać w komentarzach do poprzedniego posta. Ciał. See ya.

czwartek, 12 lutego 2009

Moje 20 lat.


Ostatnio "Wyborcza" rozpoczeła kampanie pod tytułem "moje 20 lat", pewnie niektórzy wiedzą o co chodzi, ale dla tych co nie wiedzą to w skrócie polega to na tym, że do redakcji można wysłać swoje wspomnienia/wrażenia z życia w wolnej Polsce, a jeśli sie będzie miało troche szczęścia to oni to opublikują. Także poniżej przedstawiam moje własne 20 lat. A jakie było wasze?

Z PRL najlepiej pamiętam banana. Mojego pierwszego w życiu i chyba jedynego w Polsce Ludowej. Ojciec dostał cynk że mają je rzucić do lokalnego warzywniaka i po udanych zakupach dostałem swój rodzinny przydział, czyli sztuk jeden. Miałem ogromne nadzieje co do niego, skoro był tak niedostępny to musiał być owocem doskonałym. Cóż, okazał się gorzki i niedobry a ja okazałem się altruistą, gdyż nie zjedzoną połowę oddałem koledze z bloku, tłumacząc mu, że u nas to banów jest na pęczki, aż mi się przejadły i całkiem zbrzydły. PRL to również samochód sterowany kablem, przywieziony przez ojca z delegacji w Czechosłowacji . Został on później bardzo brutalnie zestawiony z samochodem sterowanym radiem, sąsiada, który dostał go od rodziny z USA. Wtedy pomyślałem sobie, że gdzieś musi być fajniej skoro mają tam takie samochody. Nie wiedziałem co to komunizm, a tym bardziej nie wiedziałem że ma się niedługo zawalić. Liczyłem wtedy na katastrofie, lecz nie państwa a przedszkola do którego uczęszczałem. Pamiętam jeszcze jakiś pochód pierwszomajowy czy sąsiada, który przebierał się za Mikołaja i odwiedzał wszystkie dzieci znajomych, ale chyba najważniejsze jest wspomnienie mamy, która na schodach do starego mieszkania pokazuje mi klucze do nowego M4.

Zaczyna się nowa, wolna Polska. Balcerowicz działa, kraj się zmienia. Szkoda że wtedy nie było podręczników w stylu „Jak zmienić gospodarkę sterowaną centralnie w gospodarkę wolnorynkową”. W nową rzeczywistość wchodzę z własnym pokojem, później uzupełnionym o telewizor i komputer, commodore 64, które dostaję na komunię.. Takiego zestawu zazdrości mi każdy kolega, a zazdrość wzmaga się w momencie, gdy telewizja satelitarna dociera do naszych odbiorników. Chłonę wszystko co przychodzi z zachodu: komiksy, kreskówki, gry wideo, deskorolkę. Wszystkie co „leci” w MTV jest cool, wtedy jeszcze nikt nie mówi trendy. Marzę o koszulce z Beavis & Butt-Head a siostra żyje od teledysku do teledysku The Doors, czy Pearl Jam. Ja słucham Guns & Roses, Iron Maiden i Sedes’u. Słucham raczej dla samego faktu słuchania niż z uwielbienia, choć Sedes cenie za przekleństwa. Staje się dzieckiem popkultury. Jestem w podstawówce, kompletnie nieświadom zmian jako dokonują się w naszej gospodarce. Jedynie co wiem, to, to że fabryka łożysk tocznych w której pracują moi rodzice po raz kolejny ma problemy, a ja postanawiam, że nigdy nie będę pracował w „żywicielce” Kraśnika.

Polityka dotyka mnie dopiero w 1995 roku, w czasie wyborów prezydenckich. W szkolnych dyskusjach każdy musi jasno określić na kogo głosują jego rodzice. Nie wstydzę się opowiedzieć za Kwaśniewskim, ale szkoda mi Wałęsy i jego gasnącego mitu, bo mimo, że nie orientuję się zbytnio w realiach to wiem że wąsacz dokonał kiedyś czegoś wielkiego. Liroy wraca z emigracji i wydaje płytę. Jego muzyka jest wtedy jak uderzenie obuchem dla młodzieży owładniętej disco polo. Nikt wtedy nie używa pojęcia hip-hop, dla każdego to jest rap, polski rap. Wtedy to brzmi dumnie. Mimo że piractwo przeżywa złoty okres ja mam oryginał, który następnie z dumą pożyczam dawnym punkowcom. Oni chyba z dumy nie oddają.

W 1997 wchodzimy do NATO, a ja czuję się „ważniejszym” obywatelem Europy, jestem przekonany, że Polska idzie w dobrym kierunku. W 2001 roku kończe 18 lat , jednak zbyt późno by załapać się na wybory parlamentarne, czego bardzo wtedy żałuję. Głosowanie jawi mi się świętem narodowym, okazją do czynnego udziału w życiu publicznym a nie smutnym obowiązkiem.. Rok później nasi piłkarze po 16 latach przerwy jadą na mistrzostwa świata, a ja w dniu meczu z Koreą zdaje maturę ustną z języka polskiego. Z miną i oceną bardzo dobra siadam przed telewizorem, by po kilkudziesięciu minutach, dwóch straconych bramach i kilkunastu łzach uronionych, obiecać sobie, że już nigdy, tak irracjonalnie, nie zawierzę umiejętnościom naszych piłkarzy. Niestety, nie udaję mi się wytrwać w moim postanowieniu i zostaję oszukany później jeszcze kilkakrotnie.

Polska kłoci się o wejście do Unii Europejskiej, a koledzy spod bloku straszą mnie Niemcami, którzy przyjadą i nas wykupią. W tym czasie sieci komórkowe rozsyłają smsy zachęcające do udziału w referendum, a jeden kolega pyta, gdzie ten budynek co się referendum zwie, bo chyba jakaś laska go tam zaprasza, tylko skąd ma jego numer? Europa dla niektórych zatrzymuje się na Wiśle. Polska wchodzi do UE, a koledzy chyba z obawy przed Niemcami emigrują na zachód.

W międzyczasie zostaję studentem Politechniki Lubelskiej, wydziału mechanicznego. Nauka przebiega przyjemnie, ale sam system edukacji jest mocno skostniały i trudno go nazwać – nastawionym na studenta. Wykładowcy robią łaskę że uczą, a studenci że się uczą. Jedynie jako czarny humor można zaliczyć opowieści „światowych profesorów” o świetnym systemie szkolnictwa wyższego na zachodzie, gdzie wykładowca ze studentem są na Ty i wspólnie dążą do celu. Jednak w Polsce zapominają o zachodzie i wracają do wygodnej pozycji „kata”. Brak pieniędzy nikogo nie dziwi, pozostają jedynie żarty w stylu, „najlepsze pomoce dydaktyczne uczelnia posiada na zdjęciach w gablotach”. Pozostaje to jednym z największych rozczarowań współczesną Polską, a może tu nie chodzi o system, może to człowiek jest tu problemem? Podróż do Irlandii mnie w tym utwierdza. Jest zachwycony łatwością z jaką możemy pokonywać kolejne granice, zachwycony tym że Hiszpan = Polak, nie ma podziału na lepszych i gorszych obcokrajowców. Coś co dziś wydaje się tak oczywiste, kiedyś wydawało się tak nierealne. Jednocześnie zastanawiam się cóż takiego innego jest w Irlandczykach, że potrafią więcej czasu spędzać nad docenianiem uroków życia, niż narzekając. Poziom zamożności to odpowiedź na skróty.

Rok 2007 przynosi pierwsza poważną prace. Jak to często bywa, coś przed czym mocno uciekamy, prędzej czy później nas dogania. FŁT Kraśnik czeka. Rodzice już nie pracują, ale żeby tradycji stało się zadość, fabryka ma się najgorzej w historii. Jak tu się nie uśmiechnąć?

Nigdy nie uważałem, że „coś” mi się należy od państwa. Polska nie jest moim dłużnikiem, tylko dlatego że jestem Polakiem. Może przyszło to z wychowaniem, aby na nikogo się nie oglądać, a jeśli równać to do lepszych. Może obiektywną ocenę zamazuje mi wrodzony optymizm, ale Polska jest fajna, a jestem przekonany że będzie jeszcze fajniejsza. Czy mogłoby być lepiej? Pewnie mogłoby, ale równie prawdopodobnie, że mogłoby być gorzej, niestety niebyło idealnej recepty. Oglądanie się za siebie tylko spowalnia, a termin „stracone szanse” nadal trafia na podatny grunt. Dlatego w nowej Polsce najbardziej zawodzą ludzie, a nie system. Dziś słowo „Solidarność” dla młodych osób, nie znaczy więcej niż synonim kłótni, czy w najlepszym wypadku fakt historyczny , a komunizm wydaje się tak odległy że łączenie ruchu, który obalił „władzę ludu” ze zwycięstwem jest trudniejsze niż kostka Rubika. Dlatego chciałbym aby wszyscy podpinający do swych wypowiedzi patos „Solidarności” odeszli, a wraz z nimi „stracone szanse”. Czas młodych nadszedł. Polska sobie poradzi.

Czy w PRL żyło się prościej? Nie wiem, wiem natomiast, że za tydzień lecę na Malezję na ślub znajomej, która wychodzi za Anglika. A moi rodzice w wieku 25 lat mogli co najwyżej marzyc o wyjeździe na zakładowe wczasy. Polska ma się dobrze.